Ucieczka
CAROLINE'S POV
- May...jestem głodna-marudziłam
przyjaciółce prosto w ucho.
-To idź coś zjeść.
-Nie chce iść tam sama...a jak oni
mnie tam zgwałcą czy coś?!
-Nic ci nie będzie-przewróciła na
mnie oczami.
Westchnęłam z rezygnacją i z turlałam
się z łóżka. May zaśmiała się kiedy pacnęłam tyłkiem o
podłogę.
-Matko.. ale z ciebie kaleka...
Zignorowałam ją i podreptałam
zgarbiona do drzwi. I tak suki... zamontowali nam\mi klamkę kiedy
byłam w szpitalu.Co w moim mniemaniu było błędem z ich strony ,
przecież nie będą mogli nas kontrolować. Ale weź tu ogarnij
takich zjebów jak oni.Kiedy przechodziłam obok salonu usłyszałam
stłumione śmiechy i szept.
-Caroline...Caroline-odwróciłam się
w stronę odgłosów. Niall siedział schowany z kanapą tak że było
widać tylko jego czuprynę i oczy. Reszta chłopaków siedziała na
kanapach i miała z niego niezły ubaw.
-Podejdź tu niewolnico-ton głosu
blondyna zmienił się na bardziej stanowczy.
Ukucnęłam przy chłopaku i pogłaskałam
go po włosach.
-Biedny Ni...do końca stracił
rozum-westchęłam z udawanym rozżaleniem, wtedy dostrzegłam obecną
na stole trawkę-ale nie martw się jak się do reszty zajarasz to go
odzyskasz.-wycedziłam przez zęby po czym trzepnęłam go w głowę.
Weszłam do kuchni i zaczęłam robisz
sobie makaron w sosie serowym. Tą jakże zajmującą czynność
przerwał mi już nieźle wstawiony Harry.
-Zarobisz nam papuuuu?-zapytał robiąc
kocie oczy.
-Rączki kominiarz ukradł?
-Co?
-Piwo.
-Piwo?
-Tak.
-Jakie piwo?
-Niepasteryzowane.
-Czekolada?
-Jaka czekolada?
-O czym ty pieprzysz kobieto?
-To nie ja jestem pijana.
-Ta rozmowa nie ma sensu , idę do
chłopaków.
Mentalna piątka dla mnie! Kiedy
skończyłam robić makaron zaniosłam go na górę. Nie chce przy
nich jeść. Śmierdzą jak gorzelnia połączoną z plantacją
zioła.
-Coś mi się zdaje że z jakąś
godzinkę odpadną, Ni już ma jakieś schizy.
-Szybko im poszło-zadrwiła May.
*~*~*~*
Po trzydziestu minutach jedyne co
słyszałyśmy z dołu, były dźwięki wydawane przez telewizor.
Cicho wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam,
nasłuchując. Usłyszałam ciche , stłumione chrapanie.
-May! śpią!-szepnęłam.
Dziewczyna zerwała się z łóżka i
pobiegła do pokoju Zayna. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w
którym się znajdowałam. Sięgnęłam po torebkę i przeszukałam
ją, na całe szczęście zabrali tylko telefony. Mam wszystko co
potrzebne, dowód , kartę kredytową i fajki. Wpakowałam wszystko z powrotem i wyjęłam z szafy sportową torbę do której wpakowałam
trochę ciuchów i bielizny. Oby to wypaliło.May wróciła po paru
minutach z taką samą torbą i torebką. Przebrałyśmy się w
sukienki,
Sukienka Caro |
Sukienka May |
bo przecież podczas ucieczki przyda się urok osobisty.
-Gotowa?
-Jak nigdy-odpowiedziała pewnie.
Zbiegłyśmy cicho po schodach, na
palcach wkraczając do salonu. Chłopcy leżeli porozkładani po
całym salonie i spali, połowy z zaproszonych gości nie było.
Ostrożnie podeszłam do Harrego , który był najbliżej i
wyciągnęłam z jego kieszeni kluczyki.Szczerze mówiąc nie wiem
jakie ma auto, ale okaże się w praniu... zresztą jakie to ma
znaczenie.
Kiedy dotarłyśmy do garażu
nacisnęłam przycisk na bryloku. Światła czarnej, sportowej
audi'cy zamigotały a samochód wydał charakterystyczny
klik.
Auto Harrego. |
Motel w którym się zatrzymałyśmy. |
-Myślisz że będzie
bezpiecznie?-odezwała się.
-Tak sądzę, zresztą i tak nie mamy
większego wyboru- wzruszyłam ramionami i wysiadłam z auta.
Wyciągnęłyśmy swoje torby , a ja
zamknęłam samochód. Niepewnym krokiem podeszłyśmy do w połowie
przeszklonych drzwi. Otworzyłam je , po czym wytarłam rękę w
sukienkę, bo na klamce osiadła rosa.
-Witamy w motelu ROSEY- uśmiechnięta
pulchna kobieta powitała nas- w czym mogę pomóc?
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się
uprzejmie- chciałyśmy zarezerwować pokój z dwoma łóżkami.
Na razie na jedną noc- dodałam.
-Och ,oczywiście- kobieta
przekartkowała stary zeszyt.
Chyba nie używają tutaj wielu cudów
techniki. Pomyślałam rozglądając się.
-Pokój numer 13 jest wolny, czy życzą
sobie panie rano śniadanie?
Spojrzałam na May, która nie
zauważalnie kiwnęła głową. Była dziwnie cicha, jak nie ona.
-Poprosimy- posłałam jej wymuszony
uśmiech- umm... czy ma może panie mapę miasta?
Kobieta przytaknęła i wyciągnęła z
pod lady poskładaną kartkę razem z kluczem.
-Czy coś jeszcze?
-Tak, czy mogłabym skorzystać z
telefonu?
-Oczywiście, tam jest - wskazała na
przeciwległą ścinę.
-Dziękuje.
Zabrałam od niej mapę i klucz, po czym
podeszłam od starego automatu. May stała za mną i patrzyła
nieobecnym wzrokiem w ścianę.
-Masz- podałam jej klucz- idź do
pokoju , ja zarezerwuje nam lot.
Posłała mi grymas który chyba miał
być uśmiechem, i poszła do pokoju na końcu korytarza. Westchnęłam
i złapałam w rękę książkę telefoniczną i zaczęłam szukać
kontaktu do głównego lotnisko. Yhh... gdybym tylko miała mojego
iphona , wszystko byłoby załatwione ca tak wertuje śmierdzące
kartki, szukając paru cholernych cyferek.Kiedy w końcu znalazłam
numer, wrzuciłam do automatu parę monet i wykręciłam numerki na
tarczy. Serio kurwa ludzie...tarcza? Czuję się jakbym cofnęła się
o co najmniej o pięćdziesiąt lat. Przyłożyłam słuchawkę do ucha ,
czekając aż ktoś się odezwie.
-Witam... Airport London w czym mogę
służyć.
-Dzień dobry, chciałam zarezerwować
dwa bilety na najbliższy lot do Polski.
Usłyszałam stukanie w klawiaturę i
parę kliknięć myszką.
-Najwcześniejszy lot będzie juto o
piętnastej dziesięć.
-Dobrze, psuje mi , proszę
zarezerwować.
-Oczywiście, czy mogę prosić numer
karty?
-Oh, tak - wyciągnęłam kartę i
podałam kobiecie cyferki.
-Dziękuje czy to wszystko?
-Tak dziękuje, do widzenia.
-Miłego dnia.
Odwiesiłam słuchawkę na widełki , a
na małej karteczce którą znalazłam obok książki zapisałam
godzinę lotu.
Gdy weszłam do pokoju, zastałam May
leżącą na brzuchu z twarzą w poduszce.
-Lecimy jutro po piętnastej- usiadłam
na skraju jej łóżka- Co jest? Dlaczego jesteś taka milcząca?
-Nic, chcę już zobaczyć,
rodziców i brata-po jej policzku spłynęła samotna łza którą zaraz starła.
Wow płacząca May... to zupełna
nowość.
-Ja też- powiedziałam z fałszywym
smutkiem.
Tak naprawdę nie chce widzieć swojej
rodziny, zawsze kłóciłam się z matką i nie potrafiła mnie
zrozumieć, ani ja jej.W sumie ona jest jedynym powodem dla którego
nie chce wracać. Wyjęłam papierosy i wyszłam na malutki balkon.
Palenie jest tą jedyną rzeczą która mnie uspokaja. Uh... to
będzie ciężki dzień.Słońce zaczęło wychodzić zza
horyzontu, a ja siedziałam na balkonie paląc papierosa i pijąc
kawę z automatu. Nie spałam całą noc, myśląc nad swoim życiem.
Postanowiłam że pójdę rozejrzeć się za czymś do jedzenia.
Głodna jestem. Wyszłam cicho z pokoju tak aby nie obudzić
May.Skierowałam się w dół korytarza i skręciłam w
następny.Dotarłam do starego automatu z przekąskami.Z lekkim
wahaniem wrzuciłam do niego monety, obawiając się czy się nie
rozleci.Wybrałam paluszki i czekałam aż zlecą ze swojego miejsca.
Lecz to cholerne opakowanie utknęło na samym końcu spirali.
-Jebany staroć-warknęłam kopiąc
maszynę.
Usłyszałam z sobą chłopięcy
śmiech.
Noah |
-Potrzebujesz pomocy?-zapytał uroczo
się uśmiechając.
-Nah, poradzę sobie.
Podeszłam do automatu od jego bocznej
strony i kopnęłam go z impetem. Paluszki spadły w odpowiednie
miejsce a maszyna zagrzechotała nie bezpiecznie. Wyciągnęłam
swoją przekąskę i spojrzałam na nie znajomego.
-Nie jestem pewien czy ta maszyna nie
wybuchnie gdy ją dotknę- zaśmiał się.
-Jeśli wybuchnie będzie to twój
problem-wzruszyłam ramionami.
Chłopak wrzucił pieniądze do
odpowiedniego otworu i wybrał ciasteczka. Rzecz wypadła od razu, a
chłopak schylił się żeby ją podnieść.Kiedy się wyprostował,
patrzył na mnie z uniesioną brwią.
-Więc, co cie sprowadza do tak
oddalonego od cywilizacji miejsca?
-Mogłabym zapytać cię o to samo.
Zaśmiał się, znowu. W ogóle dużo
się śmieje, dziwny człowiek.
-Masz rację. Ja tutaj czekam na mój
lot do nikąd.
-Chcesz się zabić czy nie wiesz gdzie
lecieć-zapytałam rozbawiona jego doborem słów.
-Raczej to drugie, jeszcze mi się nie
śpieszy w zaświaty.A ty?
-Czy chcę się zabić-droczyłam
się-przechodziłam już to, nic fajnego.
-Wiesz że nie o to mi chodzi...zaraz,
zaraz, jesteś po próbie samobójczej!?
-Żeby to jednej- wzruszyłam ramionami
i skierowałam się do małego lobby.
-Uh, wiesz myślałem że ludzie od
takich rzeczy, są przygnębieni i bez życia.
-Pewnie bym była, ale May do tego nie
dopuści,przy niej nie da się być bez życia.
Zaśmiałam się na wspomnienie
nawiedzające moją głowę.
***
Już trzeci dzień siedzę na swoim
łóżku , nie ruszając się nawet na krok.Odkąd przywieźli mnie
ze szpitala, nie odzywam się do nikogo, pochłonięta swoją pustką.
Pierwszego dnia był psycholog, drugiego psychiatra, trzeciego no cóż,
May.
Wparowała do mojego pokoju jak
burza, co ja gadam bardzie ja huragan Katrina. Hah huragan May.
-Caro, wstawaj idziemy coś zjeść-nie
ruszyłam się- no dalej...przecież nie przesiedzisz tak całego
życia.
-Dobry pomysł, dzięki- szepnęłam
ledwie słyszalnie.
-Nie ma mowy, idziesz ze mną w tej
chwili na dół zjeść normalny posiłek, bo uwierz mi żaden człowiek
jeszcze nie wyżył z herbaty.
Zepchnęła mnie z mojego ciepłego
łóżka na podłogę. Przez co moja kość ogonowa obiła się o
zimne panele.
-Ała- jęknęłam na co May
zaśmiała się.
-No dalej leniu , ruszaj dupę,
zrobiłam ci twoją ulubioną zupkę chińską.
Dla tej dziewczyny nie istnieje
takie coś jak depresja, przysięgam. Wygramoliłam się na nogi
poczłapałam za nią do kuchni. Założę się o wszystkie słodycze
świata że będziesz się śmiała nawet na własnym pogrzebie.
***
-Ziemia
do brunetki-z zamyślenia wyrwała mnie ręka chłopaka przed moimi
oczami.
-Ah,
tak, sory. Tak właściwie nie przedstawiłam ci się. Jestem Carolinie
lub Caro, jak wolisz.
-Noah.
-Gdzie
twoju arka huh?
-Hah
zabawne- powiedział z sarkazmem- i czy tamten od arki nie miał Noe?
-Drobiazg
, brzmi podobnie.
Rozmawialiśmy
może ze dwie godziny, co szło nam bardzo dobrze. Naprawdę dobrze
się dogadywaliśmy. Dowiedziałam się że ojciec Noah wyrzucił go
z domu za to że jesteś gejem.Co uważam z absurdalne, bo to w końcu
jego syn, nie może go wyrzucać tylko dlatego że pociągają go
chłopcy. Opowiedziałam mu trochę o sobie i o May oczywiście
pomijając fakty z wiązane z naszymi porywaczami. Kiedy powiedziałam
mu że wracamy do Polski, bardzo się pod ekscytował i uznał że
pojedzie z nami , bo czemu nie? Gdy dyskutowaliśmy na temat
zacofania tego miejsca , do lobby weszła lekko poirytowana May.
-Dziewczyno,
myślałam że gdzieś zginęłaś , albo ktoś cię
znowu...-spojrzała na mojego towarzysza.
-O
cześć- uśmiechnęła się- Jestem May, przyjaciółka Caro.
Teraz
miała zdecydowanie lepszy humor niż wczoraj, chyba sen dobrze jej
zrobił.
-Noah.
-Więc-
odezwałam się- Ten oto przystojniak leci z nami do Polski,
właśnie...miałeś zarezerwować bilet, staruszku.
-Oh,
tak, już.-wstał i odszedł kawałek z telefonem w ręku.
-Mów-
zażądała May.
-W
skrócie, to bardzo miły facet którego ojciec wyrzucił z domu za
jego orientację. Chce zmienić miejsce, więc go tak jakby
przygarnęłam. Nie dosłownie, po prostu poleci z nami. Nie masz nic
przeciwko?
-Nie
skąd, dobrze mu z oczu patrzy, myślę że można mu trochę zaufać,
chociaż musimy być ostrożnie, nigdy nic nie wiadomo.
-Good,
gadasz ja jakaś matka, nie mówię że moja...ona by po mnie pewnie
pojechała, ale mniejsza.
-Witaj
Polsko, żegnaj Londynie-wrócił uradowany Noah.
-Tak,
tak, cokolwiek.-zaśmialiśmy się razem. Oh wolność.