piątek, 22 maja 2015

Rozdział 13

Ucieczka


CAROLINE'S POV
- May...jestem głodna-marudziłam przyjaciółce prosto w ucho.
-To idź coś zjeść.
-Nie chce iść tam sama...a jak oni mnie tam zgwałcą czy coś?!
-Nic ci nie będzie-przewróciła na mnie oczami.
Westchnęłam z rezygnacją i z turlałam się z łóżka. May zaśmiała się kiedy pacnęłam tyłkiem o podłogę.
-Matko.. ale z ciebie kaleka...
Zignorowałam ją i podreptałam zgarbiona do drzwi. I tak suki... zamontowali nam\mi klamkę kiedy byłam w szpitalu.Co w moim mniemaniu było błędem z ich strony , przecież nie będą mogli nas kontrolować. Ale weź tu ogarnij takich zjebów jak oni.Kiedy przechodziłam obok salonu usłyszałam stłumione śmiechy i szept.
-Caroline...Caroline-odwróciłam się w stronę odgłosów. Niall siedział schowany z kanapą tak że było widać tylko jego czuprynę i oczy. Reszta chłopaków siedziała na kanapach i miała z niego niezły ubaw.
-Podejdź tu niewolnico-ton głosu blondyna zmienił się na bardziej stanowczy.
Ukucnęłam przy chłopaku i pogłaskałam go po włosach.
-Biedny Ni...do końca stracił rozum-westchęłam z udawanym rozżaleniem, wtedy dostrzegłam obecną na stole trawkę-ale nie martw się jak się do reszty zajarasz to go odzyskasz.-wycedziłam przez zęby po czym trzepnęłam go w głowę.
Weszłam do kuchni i zaczęłam robisz sobie makaron w sosie serowym. Tą jakże zajmującą czynność przerwał mi już nieźle wstawiony Harry.
-Zarobisz nam papuuuu?-zapytał robiąc kocie oczy.
-Rączki kominiarz ukradł?
-Co?
-Piwo.
-Piwo?
-Tak.
-Jakie piwo?
-Niepasteryzowane.
-Czekolada?
-Jaka czekolada?
-O czym ty pieprzysz kobieto?
-To nie ja jestem pijana.
-Ta rozmowa nie ma sensu , idę do chłopaków.
Mentalna piątka dla mnie! Kiedy skończyłam robić makaron zaniosłam go na górę. Nie chce przy nich jeść. Śmierdzą jak gorzelnia połączoną z plantacją zioła.
-Coś mi się zdaje że z jakąś godzinkę odpadną, Ni już ma jakieś schizy.
-Szybko im poszło-zadrwiła May.
*~*~*~*
Po trzydziestu minutach jedyne co słyszałyśmy z dołu, były dźwięki wydawane przez telewizor. Cicho wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam, nasłuchując. Usłyszałam ciche , stłumione chrapanie.
-May! śpią!-szepnęłam.
Dziewczyna zerwała się z łóżka i pobiegła do pokoju Zayna. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się znajdowałam. Sięgnęłam po torebkę i przeszukałam ją, na całe szczęście zabrali tylko telefony. Mam wszystko co potrzebne, dowód , kartę kredytową i fajki. Wpakowałam wszystko z powrotem i wyjęłam z szafy sportową torbę do której wpakowałam trochę ciuchów i bielizny. Oby to wypaliło.May wróciła po paru minutach z taką samą torbą i torebką. Przebrałyśmy się w sukienki,
Sukienka Caro
Sukienka May

bo przecież podczas ucieczki przyda się urok osobisty.
-Gotowa?
-Jak nigdy-odpowiedziała pewnie.
Zbiegłyśmy cicho po schodach, na palcach wkraczając do salonu. Chłopcy leżeli porozkładani po całym salonie i spali, połowy z zaproszonych gości nie było. Ostrożnie podeszłam do Harrego , który był najbliżej i wyciągnęłam z jego kieszeni kluczyki.Szczerze mówiąc nie wiem jakie ma auto, ale okaże się w praniu... zresztą jakie to ma znaczenie.
Kiedy dotarłyśmy do garażu nacisnęłam przycisk na bryloku. Światła czarnej, sportowej audi'cy zamigotały a samochód wydał charakterystyczny klik.
Auto Harrego.
Wrzuciłyśmy torby na tylne siedzenia, a same wsiadłyśmy do przodu. Włożyłam kluczyk do stacyjki, uprzednio zapinając pas. Przekręciłam go i skrzywiłam się na donośny warkot silnika. Mam nadzieję że nie obudził chłopaków. Wyjechałam przez otwartą bramę na ulicę i włączyłam się do ruchu. To że nie mam prawa jazdy to nie znaczy że nie potrafię się posługiwać tak prostą maszyną jak samochód, chociaż osobiście wole motory wyścigowe, ale to kwestii gustu. Modliłam się w myślach aby nie natknąć się na policje, przecież zamkną mnie z kierowanie bez prawka , a nawet pełnoletniości. Fakt mam jeszcze siedemnaście lat, ale z parę dni skończę to osiemnaście. Mknęłam przez prawie pustą autostradę, uważając aby nie przekroczyć dozwolonej prędkości, jak już mówiłam nie chce mieć glin na karku.Chociaż to by było dobre... może wlepili mi mandat i odesłali do rodziny? Zaczęłam się rozglądać za jakimś znakiem motelu. Po przejechani kilometra , zobaczyłam między drzewami niewielki znak głoszący " MOTEL : WOLNE POKOJE" Zjechałam w leśną uliczkę, gdzie z poza sosen wyłonił się niewielki budynek. Jego ściany były szare, a w niektórych oknach były karty. Wzdrygnęłam się lekko. Ale odepchnęłam wstręt na bok i zaparkowałam samochód przed motelem na małym "parkingu". Spojrzałam na May która oglądała uważnie budowle.
Motel w którym się zatrzymałyśmy.

-Myślisz że będzie bezpiecznie?-odezwała się.
-Tak sądzę, zresztą i tak nie mamy większego wyboru- wzruszyłam ramionami i wysiadłam z auta.
Wyciągnęłyśmy swoje torby , a ja zamknęłam samochód. Niepewnym krokiem podeszłyśmy do w połowie przeszklonych drzwi. Otworzyłam je , po czym wytarłam rękę w sukienkę, bo na klamce osiadła rosa.
-Witamy w motelu ROSEY- uśmiechnięta pulchna kobieta powitała nas- w czym mogę pomóc?
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się uprzejmie- chciałyśmy zarezerwować pokój z dwoma łóżkami. Na razie na jedną noc- dodałam.
-Och ,oczywiście- kobieta przekartkowała stary zeszyt.
Chyba nie używają tutaj wielu cudów techniki. Pomyślałam rozglądając się.
-Pokój numer 13 jest wolny, czy życzą sobie panie rano śniadanie?
Spojrzałam na May, która nie zauważalnie kiwnęła głową. Była dziwnie cicha, jak nie ona.
-Poprosimy- posłałam jej wymuszony uśmiech- umm... czy ma może panie mapę miasta?
Kobieta przytaknęła i wyciągnęła z pod lady poskładaną kartkę razem z kluczem.
-Czy coś jeszcze?
-Tak, czy mogłabym skorzystać z telefonu?
-Oczywiście, tam jest - wskazała na przeciwległą ścinę.
-Dziękuje.
Zabrałam od niej mapę i klucz, po czym podeszłam od starego automatu. May stała za mną i patrzyła nieobecnym wzrokiem w ścianę.
-Masz- podałam jej klucz- idź do pokoju , ja zarezerwuje nam lot.
Posłała mi grymas który chyba miał być uśmiechem, i poszła do pokoju na końcu korytarza. Westchnęłam i złapałam w rękę książkę telefoniczną i zaczęłam szukać kontaktu do głównego lotnisko. Yhh... gdybym tylko miała mojego iphona , wszystko byłoby załatwione ca tak wertuje śmierdzące kartki, szukając paru cholernych cyferek.Kiedy w końcu znalazłam numer, wrzuciłam do automatu parę monet i wykręciłam numerki na tarczy. Serio kurwa ludzie...tarcza? Czuję się jakbym cofnęła się o co najmniej o pięćdziesiąt lat. Przyłożyłam słuchawkę do ucha , czekając aż ktoś się odezwie.
-Witam... Airport London w czym mogę służyć.
-Dzień dobry, chciałam zarezerwować dwa bilety na najbliższy lot do Polski.
Usłyszałam stukanie w klawiaturę i parę kliknięć myszką.
-Najwcześniejszy lot będzie juto o piętnastej dziesięć.
-Dobrze, psuje mi , proszę zarezerwować.
-Oczywiście, czy mogę prosić numer karty?
-Oh, tak - wyciągnęłam kartę i podałam kobiecie cyferki.
-Dziękuje czy to wszystko?
-Tak dziękuje, do widzenia.
-Miłego dnia.
Odwiesiłam słuchawkę na widełki , a na małej karteczce którą znalazłam obok książki zapisałam godzinę lotu.
Gdy weszłam do pokoju, zastałam May leżącą na brzuchu z twarzą w poduszce.
-Lecimy jutro po piętnastej- usiadłam na skraju jej łóżka- Co jest? Dlaczego jesteś taka milcząca?
-Nic,  chcę już zobaczyć, rodziców i brata-po jej policzku spłynęła samotna łza którą zaraz starła.
Wow płacząca May... to zupełna nowość.
-Ja też- powiedziałam z fałszywym smutkiem.

Tak naprawdę nie chce widzieć swojej rodziny, zawsze kłóciłam się z matką i nie potrafiła mnie zrozumieć, ani ja jej.W sumie ona jest jedynym powodem dla którego nie chce wracać. Wyjęłam papierosy i wyszłam na malutki balkon. Palenie jest tą jedyną rzeczą która mnie uspokaja. Uh... to będzie ciężki dzień.Słońce zaczęło wychodzić zza horyzontu, a ja siedziałam na balkonie paląc papierosa i pijąc kawę z automatu. Nie spałam całą noc, myśląc nad swoim życiem. Postanowiłam że pójdę rozejrzeć się za czymś do jedzenia. Głodna jestem. Wyszłam cicho z pokoju tak aby nie obudzić May.Skierowałam się w dół korytarza i skręciłam w następny.Dotarłam do starego automatu z przekąskami.Z lekkim wahaniem wrzuciłam do niego monety, obawiając się czy się nie rozleci.Wybrałam paluszki i czekałam aż zlecą ze swojego miejsca. Lecz to cholerne opakowanie utknęło na samym końcu spirali.
-Jebany staroć-warknęłam kopiąc maszynę.
Usłyszałam z sobą chłopięcy śmiech.
Noah
Odwróciłam się, dostrzegając, wysokiego chłopaka o szarych oczach i postawionych na żel brązowych włosach.Nie ogarniam tej mody na grzywkę "ala rampa" , to naprawdę irytujące że jedna trzecia facetów na tym pieprzonym kontynencie ma postawione włosy.
-Potrzebujesz pomocy?-zapytał uroczo się uśmiechając.
-Nah, poradzę sobie.
Podeszłam do automatu od jego bocznej strony i kopnęłam go z impetem. Paluszki spadły w odpowiednie miejsce a maszyna zagrzechotała nie bezpiecznie. Wyciągnęłam swoją przekąskę i spojrzałam na nie znajomego.
-Nie jestem pewien czy ta maszyna nie wybuchnie gdy ją dotknę- zaśmiał się.
-Jeśli wybuchnie będzie to twój problem-wzruszyłam ramionami.
Chłopak wrzucił pieniądze do odpowiedniego otworu i wybrał ciasteczka. Rzecz wypadła od razu, a chłopak schylił się żeby ją podnieść.Kiedy się wyprostował, patrzył na mnie z uniesioną brwią.
-Więc, co cie sprowadza do tak oddalonego od cywilizacji miejsca?
-Mogłabym zapytać cię o to samo.
Zaśmiał się, znowu. W ogóle dużo się śmieje, dziwny człowiek.
-Masz rację. Ja tutaj czekam na mój lot do nikąd.
-Chcesz się zabić czy nie wiesz gdzie lecieć-zapytałam rozbawiona jego doborem słów.
-Raczej to drugie, jeszcze mi się nie śpieszy w zaświaty.A ty?
-Czy chcę się zabić-droczyłam się-przechodziłam już to, nic fajnego.
-Wiesz że nie o to mi chodzi...zaraz, zaraz, jesteś po próbie samobójczej!?
-Żeby to jednej- wzruszyłam ramionami i skierowałam się do małego lobby.
-Uh, wiesz myślałem że ludzie od takich rzeczy, są przygnębieni i bez życia.
-Pewnie bym była, ale May do tego nie dopuści,przy niej nie da się być bez życia.
Zaśmiałam się na wspomnienie nawiedzające moją głowę.
***
Już trzeci dzień siedzę na swoim łóżku , nie ruszając się nawet na krok.Odkąd przywieźli mnie ze szpitala, nie odzywam się do nikogo, pochłonięta swoją pustką. Pierwszego dnia był psycholog, drugiego psychiatra, trzeciego no cóż, May.
Wparowała do mojego pokoju jak burza, co ja gadam bardzie ja huragan Katrina. Hah huragan May.
-Caro, wstawaj idziemy coś zjeść-nie ruszyłam się- no dalej...przecież nie przesiedzisz tak całego życia.
-Dobry pomysł, dzięki- szepnęłam ledwie słyszalnie.
-Nie ma mowy, idziesz ze mną w tej chwili na dół zjeść normalny posiłek, bo uwierz mi żaden człowiek jeszcze nie wyżył z herbaty.
Zepchnęła mnie z mojego ciepłego łóżka na podłogę. Przez co moja kość ogonowa obiła się o zimne panele.
-Ała- jęknęłam na co May zaśmiała się.
-No dalej leniu , ruszaj dupę, zrobiłam ci twoją ulubioną zupkę chińską.
Dla tej dziewczyny nie istnieje takie coś jak depresja, przysięgam. Wygramoliłam się na nogi poczłapałam za nią do kuchni. Założę się o wszystkie słodycze świata że będziesz się śmiała nawet na własnym pogrzebie.
***
-Ziemia do brunetki-z zamyślenia wyrwała mnie ręka chłopaka przed moimi oczami.
-Ah, tak, sory. Tak właściwie nie przedstawiłam ci się. Jestem Carolinie lub Caro, jak wolisz.
-Noah.
-Gdzie twoju arka huh?
-Hah zabawne- powiedział z sarkazmem- i czy tamten od arki nie miał Noe?
-Drobiazg , brzmi podobnie.
Rozmawialiśmy może ze dwie godziny, co szło nam bardzo dobrze. Naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Dowiedziałam się że ojciec Noah wyrzucił go z domu za to że jesteś gejem.Co uważam z absurdalne, bo to w końcu jego syn, nie może go wyrzucać tylko dlatego że pociągają go chłopcy. Opowiedziałam mu trochę o sobie i o May oczywiście pomijając fakty z wiązane z naszymi porywaczami. Kiedy powiedziałam mu że wracamy do Polski, bardzo się pod ekscytował i uznał że pojedzie z nami , bo czemu nie? Gdy dyskutowaliśmy na temat zacofania tego miejsca , do lobby weszła lekko poirytowana May.
-Dziewczyno, myślałam że gdzieś zginęłaś , albo ktoś cię znowu...-spojrzała na mojego towarzysza.
-O cześć- uśmiechnęła się- Jestem May, przyjaciółka Caro.
Teraz miała zdecydowanie lepszy humor niż wczoraj, chyba sen dobrze jej zrobił.
-Noah.
-Więc- odezwałam się- Ten oto przystojniak leci z nami do Polski, właśnie...miałeś zarezerwować bilet, staruszku.
-Oh, tak, już.-wstał i odszedł kawałek z telefonem w ręku.
-Mów- zażądała May.
-W skrócie, to bardzo miły facet którego ojciec wyrzucił z domu za jego orientację. Chce zmienić miejsce, więc go tak jakby przygarnęłam. Nie dosłownie, po prostu poleci z nami. Nie masz nic przeciwko?
-Nie skąd, dobrze mu z oczu patrzy, myślę że można mu trochę zaufać, chociaż musimy być ostrożnie, nigdy nic nie wiadomo.
-Good, gadasz ja jakaś matka, nie mówię że moja...ona by po mnie pewnie pojechała, ale mniejsza.
-Witaj Polsko, żegnaj Londynie-wrócił uradowany Noah.
-Tak, tak, cokolwiek.-zaśmialiśmy się razem. Oh wolność.

3 komentarze: